Od zawodów DFBG minęło 6 tygodni, głodna adrenaliny zapisałam się na kolejną górską przygodę ultra. Tym razem padło na "Bieg Jaskiniowego Niedźwiedzia" w Kletnie na dystansie 71 (a właściwie 72) km.
Sama impreza jest biegiem charytatywnym, każdy opłacony pakiet przechodzi na cele charytatywne dla dzieci i młodzieży, a więc przyjemne z pożytecznym 😁, bo... warto pomagać. Na całym dystansie było ponad 2,5 tys. metrów przewyższeń. Trasa piękna, tym bardziej że cały bieg odbywał się za dnia - start o godz. 6:00 rano, limit 14 godzin, więc do godz. 20:00 trzeba ukończyć. Oczywiście nie obyło się bez przygód jak to na ultra, było błoto, bagno, niespodzianki na drodze, połamane drzewa, mgła, rosa, deszcz i słońce 🤣.
Od początku czułam że to jest mój dzień, że będzie pięknie i dobrze 🙂. Pokonywałam kilometr za kilometrem, z uśmiechem, ze łzami.... były momenty straszne, gdy okazało się, ze jestem sama na trasie a gps się zawiesił, ale kilka oddechów, kilka soczystych słów i biegłam dalej.... na trasie spotkałam wiele ciekawych osób. Powymieniałam kilka zdań i pocisnęłam dalej do przodu. Pierwszy raz za dnia zdobyłam Śnieżnik.....ochów, achów było co nie miara, jak tam jest pięknie za dnia ❤️ kilka fotek i dalej do przodu, bo przede mną jeszcze Czarna Góra, która też mnie zachwyciła 🩵 a potem to już do celu.... biegło mi się bardzo dobrze, przyjemnie, lekko ....
Mój cel to 11 godzin, a udało się w 10:26 😁😁😁😁 sukces, sukces. Wbiegłam na metę jako 4 Kobieta Open 🙈 czyli "najlepsze" miejsce 🤣. Na bieg namówiłam Wojtka Zabrockiego i Magdalenę Grycman a towarzyszył nam jeszcze mój mąż Łukasz, który wystartował na dystansie 25 km z którym bardzo dobrze sobie poradził.
Sam bieg i trasę polecam z całego serca, ja bawiłam się świetnie.