W gronie 800 zawodników do podium trochę nam zabrakło ale było nieźle.
Rafał Podejma miejsce 143 (42 w kategorii) z czasem 3:40:22 i Jarosław Habelski miejsce 268 (78 w kategorii ) z czasem 4:05:52.
A kwatery na przyszły rok już zarezerwowane…
Słońce na twarzy, lekki wiatr, smak wody, przymknięte oczy, Wiewiórki grały i jakaś dziewczyna śpiewała piękną nostalgiczną pieśń.
Stąd do Cisnej (560 m) szlakiem mocno wydeptanym przez watahy biegaczy z wcześniejszych Rzeźnika i nocnego Rzeźniczka.
Mgła zniknęła i pojawiały się widoki na doliny i góry z połoninami.
Wreszcie upragniony stadion, ale jeszcze tylko rzeczka. „O można umyć buty” – pomyśleliśmy. „O kanion z błotem” - westchnęliśmy. Ale jest! Kolejna rzeczka! O i znowu błoto po kostki i wspinaczka pod dramatycznie śliską górę błota. Ale tu już był wreszcie drewniany mostek nad Solinką. Stadion, doping, meta i kochani kibice, którzy pomogli odpiąć czipa, wodą napoili i po piwo poszli.
Najwyższy Stryb (1014m). 20% kilometrowy zbieg z Rypiego Wierchu (990m) do Ruskiego Siodła, którym wiodła stara droga z Węgier na Ruś (16 km Przełęcz nad Roztokami (Ruskie Siodło) 800m) Stąd marsz pod górę na Okrąglik (1090m) i Duże Jasło (1150m).
I tak mieliśmy się lepiej od kolarzy górskich, którzy musieli taszczyć jeszcze na plecach rowery. 😉
Początek biegu o 8:00 na wysokości 680m. Najpierw na rozgrzewkę utwardzona droga.
Od 4 km zaczynają się górki i bieg leśnymi duktami. Na 7 km pierwszy szczyt Czernin (913m).
Dalej już falującą dość łagodnie „granią” ale też głównie pośród lasów. Okresowo tylko z widokami na zamglone doliny.
W sobotę pobudka rodziny o 5:00. Szybkie acz małe co nieco. Kawa. Duuużo kawy. Dojazd busem do Cisnej, by o 6:45 wsiąść do starej kolejki wąskotorowej, pomachać bliskim na pożegnanie i pojechać w Bieszczady, na start w Solince.
Natomiast „Stare Dziki” Jarek i Rafał wybrały inny bieg.
Jeszcze nie było to te kultowe 80km tylko łagodniejszy poranny Rzeźniczek Edycja IX. (28km Suma podbiegów/zbiegów: D+1060m/D-1180m)
Wiktoria Podejma - 2 miejsce na 1000m.
Mateusz Habelski - 3 miejsce na 500m.
Walczyły w Rzeźniczątkach nasze Spartańskie warchlaczki.
Skuszeni legendą OTK Rzeźnik, perspektywą widoków, gór i słońca wybraliśmy się tam z naszymi oddanymi rodzinnymi kibicami.
Dojazd zajął nam dobre 6 godzin. Nie najgorzej. Na miejscu najpierw piesza wyprawa w góry, którą skróciły dwie malownicze burze. Po deszczach zaległo tradycyjne bieszczadzkie błoto ale ku naszej radości w tym roku grube na zaledwie kilka centymetrów.
Festiwal biegowy oprócz kultowego Rzeźnika na 80km obejmuje obecnie całą paletę dystansów od biegów dla dzieci, przez 10km na Jeleni Skok, dwie wariacje 28km Rzeźniczka (dzienny i nocny), tajemnicza tym razem 30km Enigma, 50km Rzeźnik Sky (6 x góra i w dół 3000m) oraz ultry 100 i 150km. Większość biegów kończy się tym samym odcinkiem dobiegającym do Orlika w Cisnej.
W tegorocznej edycji ponad 3 i pół tysiąca zawodników przebiegło w sumie bieszczadzkimi szlakami 160 tysięcy kilometrów, czyli... 4-krotnie obiegli kulę ziemską.
Wydarzeniem tegorocznej imprezy był także pierwszy w historii polskich biegów ślub zawarty na mecie po pokonaniu przez narzeczonych Biegu Rzeźnika! Ale my tam nie byliśmy, wina i miodu nie piliśmy.
Dla nas milszym wydarzeniem były niedzielne biegi Rzeźniczątek, na których nie zabrakło prezesa Mirka Bienieckiego ze „strzelbą startową”. Mirek rocznik 1975, na zdjęciu w czerwonej koszulce,, czasy na 10km miewał 34min a w maratonie poniżej 3h. Ostatnio znowu zaczął więcej biegać.
Trener Klaus, Ślązak z krwi i kości, był postacią charyzmatyczną, uwielbianą przez swoich zawodników mimo ordynowania im ogromnych ilości biegania, często „do wyczerpania materiału”.
„Ci od Rzeźnika” mówili o nich ze współczuciem koledzy.
(Dziś już młodzież trenuje się bardziej wszechstronnie, by miała mocny fundament, na którym może się później dalej rozwijać)
Opowieść o początkach biegu zaczyna się jak w Perfekcyjnej Autobiografii:
„Było ich trzech: Mirek Bieniecki (mistrz polski młodzików, obecny prezes Fundacji Bieg Rzeźnika ), Arek Załęcki i Krzysiek Grzyb.
Kumple ze szkolnej ławki. Wczesne liceum, może 1990, może 1991r.. Przeszli wtedy w 3, czy 4 dni z plecakami czerwony szlak bieszczadzki (z Komańczy przez Cisną i Smerek do Ustrzyk Górnych ok. 70km).
- Bez plecaka, w butach do biegania, jak się zebrać, da się to zrobić w jeden dzień – ocenił Mirek.
- Nie ma szans, nie da się! – wykrzyknął Krzysiek, który był raczej górskim piechurem niż biegaczem.
-Zakład?
-Zakład.
-O co?
-O piwo.
-O kratę piwa.
-O dwie kraty!
-Stoi! – zakończył sprawę Mirek.”
Cytat ze świetnej książki „Rzeźnik – historia kultowego biegu”, którą notabene warto przeczytać.
W 2004r. zorganizowali pierwszy „Bieg o Puchar Rzeźnika”, bo nazwali swój klub OTK Rzeźnik (Ofiary Trenera Klausa😉). Udało się nawet szybciej niż od świtu do zmierzchu, wygrali zakład, a wszystkim tak się spodobało, że postanowili to powtórzyć. Na starcie pierwszego biegu, stanęło… 10 zawodników, a do mety dotarło zaledwie sześciu. Najdłuższe dystansy na Rzeźniku biega się w parch, by móc się wzajemnie wspierać i ratować swoją skórę.
Od początku przygrywa na Rzeźniku zaprzyjaźniony zespół Wiewiórki.
Parę razy grał i 3 godzinny koncert kontrabasista w gęstym lesie. Było tak zimno, że kalafonia stwardniała i smyczek odmówił posłuszeństwa. Grał palcami, które sobie poranił do krwi.
Wielkie podziękowania kierujemy w stronę naszych sponsorów. Jednym z nich jest firma CARKEYFIX
Pomysł na „Bieg Rzeźnika” narodził się dawno temu wśród wychowanków gliwickiego trenera lekkoatletycznej młodzieżówki Klausa Czecha (ten podobny do Papcia Chmiela pan po lewej) .
Autor: Rafał Podejma
Ze Sparty UT tej wiosny w bieszczadzkie ostępy zapuścili się Jarosław Habelski i Rafał Podejma.
Nie jest to wbrew pozorom bieg branży mięsno-wędliniarskiej ani nawet bieg marnych chirurgów Symbolem biegu jest para walecznych dzików, pogańskich królów puszczy.