BIEG 7 SZCZYTÓW...moje malutkie marzenie biegowe zostało spełnione 🤗.
To było moje trzecie podejście do tego morderczego dystansu. Dwa razy musiałem uznać wyższość trasy i odpuścić ze względu na zawirowania zdrowotne... obydwa razy w okolicach 130-ego km. Tym razem wyciągnąłem wszystkie wnioski z pozostałych startów i przygotowałem swoją strategie na ten bieg.
Miałem malutki rodzinny support na trasie, który zadbał o wszystkie moje zachcianki. Bieg rozpocząłem razem z siostrą Sandrą, która atakowała Super Traila 130 km. Częścią mojej strategii było wsparcie siostry na jej dystansie, co miało spowodować, że ja osobiście będę kontrolował tempo i dyktował nam warunki biegu... a ona miała po prostu dotrzymywać mi kroku.
Ta strategia okazała się trafioną w punkt, bo Sandra po ukończeniu 130 km stanęła na pudle 👍👊🏃♂️.
Po dotarciu do Kudowy i odstawieniu siostry, dalszy plan był taki, żeby nie zatrzymywać się na tym punkcie, tylko lecieć dalej i zrobić postój dopiero w schronisku na Pasterce około 145-ego km. I tam tak naprawdę rozpoczął się mój dramat... przyszedł pierwszy bardzo poważny kryzys... brak sił, motywacji, odwodnienie itp. Potężna motywacja ze strony mojego supportu spowodowała, że zebrałem się w garść i wyruszyłem w dalsza drogę.
Rozpoczęła się druga noc bez spania. Stan mojego umysłu i ciała był opłakany, traciłem świadomość miejsca gdzie jestem, zasypiałem podczas biegu, po prostu nie umiałem się pozbierać i już nic na mnie nie działało.... byłem pewny że zaraz gdzieś padnę i tak to się zakończy... i w tym właśnie momencie usłyszałem... Rafał!?... odwracam się i widzę Magdę, Marka i Ewę... biegną KBL 110 km. Jeszcze nigdy na trasie się tak nie ucieszyłem... widząc że jestem słaby, wpakowali we mnie kilka suplementów i konsekwentnie biegliśmy do punktu na 171-ym km.
Od tego miejsca cały czas towarzyszył mi Marek, który zrobił wszystko, żebym tylko zbliżał się do mety... Marek nawet niektóre odcinki trasy biegł z moimi kijami, żeby moje ręce odpoczywały. Wspierał mnie rozmową i cały czas motywował do walki. Niestety musieliśmy się rozstać w Bardo. Marek musiał odpocząć, natomiast ja naładowany pozytywną energią pobiegłem dalej. I kilometr po kilometrze zbliżałem się do mety... wiedziałem że już nie oddam tego biegu i zrobię wszystko, żeby go ukończyć. Przed godziną 18-tą w sobotę dobiegłem do upragnionej mety. Cała ta podróż biegowa zajęła mi 47 godzin i 46 minut, co dało mi 21 miejsce w swojej kategorii wiekowej oraz 80 miejsce Open mężczyzn. Na starcie stanęło 381 śmiałków, bieg ukończyło 165 osób.
Bieg 7 Szczytów uważam za jedną z najtrudniejszych, jak i najpiękniejszych przygód biegowych mojego życia... dziękuję wszystkim za wsparcie 👍👊❤️🏃♂️.